Strona główna > Uncategorized > Elektrośmieć to fikcja ?

Elektrośmieć to fikcja ?

Witam Szanownych Państwa

Ja Elektrośmieć korzystając z możliwości jakie dają współczesne źródła przekazu postanowiłem (zamiast cicho sobie leżeć gdzieś w lesie wśród roślinek, ewentualnie przysypany pod tonami odpadów komunalnych gdzieś na wysypisku) informować i komentować sprawy bezpośrednio mnie dotyczące, zacznę od pewnego artykułu znalezionego w sieci …

„EKOLOGIA – Elektrofikcja trwa…

Polski rynek przetwarzania elektroodpadów to fikcja. Zamiast recyklingu rozwija się nadal handel dokumentami. Nie ma też prawdziwej kontroli zakładów, z których wiele na swój sposób „utylizuje” lodówki bezmyślnie uwalniając freon do atmosfery. Ustawa, która miała uporządkować sprawy stała się pożywką dla szukających łatwego zysku pseudoprzedsiębiorców. Zawodzą całkowicie organy kontroli państwa. Największe organizacje mówią „pas” i nie zamierzają dokładać do fatalnej ustawy i beznadziejnego prawa – szczególnie w odniesie do kontroli rynku elektroodpadów. A przypomnijmy, że mija właśnie rok od wejścia w życie znowelizowanej, dostosowanej do wymogów unijnych, ustawy o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym. Ustawy, która miała podnieść świadomość ekologiczną Polaków, wręcz zmusić ich do dbania o środowisko. Sprawić, by każda zużyta pralka, lodówka, monitor, czy telewizor trafiły do zakładu przetwarzającego. By wszelkie szkodliwe substancje zostały unieszkodliwione, a nie uwalniane do atmosfery. W końcu, by Polacy oddawali swój stary sprzęt do punktu zbiórki, a nie wyrzucali na śmietnik. Rzeczywistość była i jest niestety biegunowo odległa…

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze. Wiadomo więc, że producenci, importerzy, czy też powołane przez nie organizacje odzysku odpowiadają za finansowanie zbiórki, mają też obowiązek sponsorowania ekologicznych akcji edukacyjnych (organizacje odzysku muszą przeznaczyć na ten cel 5 proc. dochodów, a firmy w nich nie zrzeszone 0,1 proc. przychodów). Każdy producent, czy importer ma ponadto określony limit zbiórki (24 proc. odpadów na danym terenie). Nie wywiązanie się z niego grozi karami. Koszt przetworzenia jednego kilograma zużytego sprzętu szacuje się na ok. 1 zł Tymczasem tzw. opłata produktowa wynosi 1,8 zł. za kg. Teoretycznie więc nie opłaca się siedzieć z założonymi rękami. Czy aby na pewno?

Jednak w przypadku rynku, którego wartość dziś szacowana jest na 150 mln zł (i będzie rosła) samo prawo to za mało. W szczególności gdy firmy konkurują ze sobą jedynie ceną, a wygrywają te najtańsze. Pytanie jednak, czy uczciwe? – Większość z przetwarzających nie spełnia nawet minimalnych kryteriów wymaganych w ustawie. Zazwyczaj nie dysponują odpowiednim placem, a jedyne urządzenia jakimi dysponują to śrubokręt. – mówi InfoMarketowi prosząca o zachowanie anonimowości osoba związana z branżą. – Ich celem jednak nie jest przetwarzanie sprzętu, a produkowanie tzw. kwitów.

Kwitami określa się dokumenty poświadczające przetworzenie określonej partii zużytego sprzętu. To z maestrią pomyślany proceder, który bezlitośnie wykorzystuje słabości państwa. Osoby nim się parające wiedzą, że inspektoraty ochrony środowiska ich nie skontrolują. Wystarczy więc mieć porządek w papierach i pieniądze praktycznie same spadają z nieba. Producenci płacą za przetworzenie ogromne pieniądze. Wystarczy więc wykazać papierami, by zarobić. – Robiąc wszystko rzetelnie pozostaje kilka procent z kwoty, którą wypłacają producenci. Z tego względu cennik uczciwych firm będzie niekonkurencyjny. Tymczasem  znając wady systemu można zaoszczędzić nawet 90 proc sumy!

Jak to możliwe? – Paradoksalnie nikt nie wymaga zbiórki, a jedynie dokumentów ją potwierdzających – przekonuje spec z branży elektrośmieci. – Wystarczy więc szybka drukarka i znajomości. Wystarczy dogadać się z firmą zbierającą, która nic nie zbiera lub ją założyć, porozumieć się z firmą przetwarzającą, która fikcyjnie wszystko przetworzy, a następnie zapewni dokumenty organizacji odzysku. Wszyscy są szczęśliwi, bo każdy zarobił, a organizacja odzysku wypełniła ustawowy i do tego ma dokumenty za 1/6 rzeczywistych kosztów.
Taka praktyka staje się już czymś powszednim. I jest możliwa tylko dlatego, że nie ma rzeczywistej kontroli nad rynkiem. A nieuczciwi „przedsiębiorcy” stają się coraz bardziej bezczelni. – Jednym z lepszych numerów było to, jak od dawna nie działająca huta szkła wystawiała papiery świadczące o przetwarzaniu ogromnej partii materiału. Dopiero po długim czasie ktoś załapał, że to wszystko fikcja. Kwity poszły jednak w Polskę. Sprawę bada prokurator, a osoba odpowiedzialna za to wszystko znajduje się na wolności. – W tym kraju wszystko jest możliwe – mówi nam były pracownik zakładu złomiarskiego. – Nikt nad tym nie panuje, nie ma żadnej kontroli. My np. mieliśmy papiery na kilka tysięcy ton. Taką ilość „przetworzyliśmy”, ja i dwóch kolegów, i to kilkoma śrubokrętami. Wyliczyliśmy, że w uczciwy sposób potrzebowalibyśmy na to 8 lat, pracując 24 godziny na dobę. Do tego na nasz 200-metrowy placyk musiałoby wjeżdżać 11 tirów dziennie.
A drukarka załatwiła sprawę w kilka minut. Kontrole inspektorów ochrony środowiska ograniczają się jedynie do wglądu w dokumenty, a w nich jest wszystko lega artis. – Większość z nas wie jak to się odbywa – mówi InfoMarketowi były inspektor. – Nasza sytuacja jednak jest beznadziejna. Brakuje ludzi, zarobki są niskie, a rotacja olbrzymia. Nie raz uciekałem z takiego zakładu, bo próbowałem dociec jak to możliwe, że kilkuosobowa firma przetwarza gigantyczny tonaż zużytego sprzętu. To specyficzny półświatek, z którym lepiej nie zadzierać.

Z kolei Małgorzata Tomczak, naczelnik wydziału kontroli Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska broni inspektorów. – Trzeba wiedzieć w jakiej sytuacji prawnej działa GIOŚ. Ustawa o swobodzie gospodarczej nakłada na nas np. ograniczenia czasowe. To znaczy, że nasi inspektorzy nie mogą wejść do firmy i kontrolować jej nie wiadomo jak długo. Co więcej musimy uprzedzać o kontrolach. A kto wiedząc o naszej wizycie się do niej nie przygotuje? To wszystko nie jest więc takie proste.
Uczciwe firmy jednak zaczynają przegrywać z drukarzami dokumentów. – Oferujemy stawki na granicy opłacalności – mówi Jarosław Piekut, szef firmy Stena i ekspert w dziedzinie przetwarzania ZSEiE. – A i tak na rynku są firmy oferujące połowę tego co my. Dopłacają do tego? Podobnie twierdzi Mirosław Baściuk z firmy Remondis, według którego jeśli władze poważnie nie potraktują problemu już za kilka lat rynek może się zmienić w jedną wielką szarą strefę.

Tymczasem handel kwitami to tylko część nielegalnego procederu. Niewiele firm przetwarzających elektoroodpady dysponuje bowiem odpowiednim zapleczem technicznym. A te ustawa jasno precyzuje. – By przetwarzać freony trzeba mieć specjalną linię – wyjaśnia Jarosław Piekut. – Zaledwie 1/3 tego niszczącego ozon gazu znajduje się bowiem w układzie chłodzącym, 2/3 zaś w piance izolacyjnej obudowy. Ściągnięcie tego z układu chłodzącego nie nastręcza kłopotów. Jednak, by unieszkodliwić ten z pianki, trzeba mieć instalację, która nie pozwoli freonowi wydostać się do atmosfery. A taką w Polsce ma tylko jedna firma. Tymczasem pozwolenie na utylizację przetwarzanie lodówek można dostać praktycznie od ręki. Jak freon jest unieszkodliwiany bez specjalnych technologii? – Nikt sobie nim głowy nie zawracał. Cięliśmy przewody, a pianka szła do śmietnika – mówi nam człowiek z branży. Warto zadać pytanie, na jakiej podstawie ten, czy owy wojewoda wydał takie pozwolenie. Niezależnie, jak to zrobił złamał prawo.
Co grozi za taki proceder? Kary w tysiącach złotych za każdy kilogram freonu wyemitowany do atmosfery. Czy ktoś jednak ją dostał? – Nie sądzę – mówi nam b. inspektor ochrony środowiska. – Gdy pytaliśmy o freon odpowiedź zawsze była taka sama. Nie przyjmujemy lodówek freonowych – mówi. Te naciągane tłumaczenia jednak skutkują. – To bzdura – mówi szef Steny. – W tej chwili 80 proc. sprzętu, który trafia na złom, to lodówki freonowe. Jak trafnie podkreśla Grzegorz Chechłacz z firmy HGM każdego roku sprzedaje się w Polsce ok. miliona lodówek. – Tylko w Warszawie, w tym czasie, z użytku wycofywanych jest 30-40 tys. kilkunastoletnich urządzeń. W lasach ich nie ma. Co się z nimi dzieje? – pyta retorycznie i odpowiada z przekąsem – pewnie idą od razu do nieba… I dodaje – od początku wiadomym było, że cała ustawa i przygotowane do niej liczby to tylko fikcja.

Tymczasem nowoczesny zakład we Wschowie pracuje na kilkanaście proc. swojej mocy. – Sprowadzamy zużyty sprzęt chłodniczy z Czech i Rumunii, bo z Polski do nas nie dociera. Czyżby tam świadomość ekologiczna była większa?
Według niego szara strefa już niedługo może doprowadzić do upadku uczciwych firm. – Jeśli to potrwa dłużej wycofamy się – zapowiada Piekut. Podobnego zdania jest również Mirosław Baściuk. – Nie możemy konkurować cenowo z „handlującymi kwitami”. Mamy na pewno wyższe koszty, ponieważ przetwarzanie w naszych zakładach odbywa się legalnie. Jeżeli nie uszczelnimy systemu uczciwe firmy nie będą miały czego szukać na tym rynku – dodaje.
Przeciw uczciwym przedsiębiorcom odwraca się również prawo, które miało im ułatwić działanie na początku obowiązywania nowych reguł. Chodzi o możliwość rozliczenia limitów innym sprzętem niż wprowadzany na rynek. To zaś oznacza, że producent telewizorów może na poczet zbiórki zaliczyć np. komputery, a producent lodówek, pralki. – To niestety powszechna praktyka – przekonuje Mirosław Baściuk. – Utylizacja lodówek i telewizorów jest bardzo kosztowna. Dlatego, praktycznie poza Elektroeko i ERP, nikt nie chce ich zbierać. Po co producent ma finansować droższy recykling skoro może zastąpić lodówki praktycznie bezkosztowymi pralkami, w których prawie 100 proc. to metal, który można sprzedać do huty.

Rynek nim na dobre się ukształtował już zaczął się wykrzywiać. – Wiemy, że pojawiło się zjawisko nielegalnych poświadczeń. Także my staramy się walczyć z tym procederem. Problem jednak w tym, że wszystko opiera się na naszych domysłach. Oczywiście nie korzystamy z firm, co do których mamy podejrzenia o to, że działają nielegalnie – mówi Przemysław Kędzierski z Elektroeko. Według niego jednak to staje się coraz trudniejsze. – Nasi członkowie są zasypywani ofertami o 50 proc. tańszymi od tego, co proponuje powołana przez nich organizacja odzysku. Coraz częściej. – twierdzi. Dziś więc trudno przewidzieć w którą stronę rozwinie się rynek – mówi Przemysław Kędzierski. – Zrobimy wszystko, by nie poszedł w stronę jedynie patologii.
Póki co zarówno Elektroeko, jak i CECED robią rozeznanie z kim mają do czynienia. Pytanie jak długo? Zwłaszcza, że firmy złomiarskie mają wszystkie niezbędne zezwolenia i zaświadczenia. Organizacje odzysku więc proponują by raczej cywilizować rynek, a nie z nim walczyć. – Według mnie mamy jedną z najlepszych w Europie zbiórkę i przetwarzanie sprzętu metalowego – mówi Kędzierski. – Zużytych pralek nie znajdziemy w lasach, bo są zbierane przez handlarzy złomem. Z kolei w punktach skupu są skrupulatnie rozbierane. W innym przypadku huta potraktuje metal jako zanieczyszczony i zapłaci mniej. A tymczasem gumę, plastik, czy miedź z silników można sprzedać i mieć dodatkowy grosz.

Według organizacji odzysku ogromnym problemem są monitory, czy lodówki. – Tu miejsca na kompromis nie ma – przekonuje Tomasz Partyka z ZISEE – Mówimy o niebezpiecznych odpadach, których unieszkodliwianiem powinny się zajmować profesjonalne firmy. Tymczasem leżą one całymi hałdami, i nie w miejscach bezpiecznych. Ekologiczna bomba tyka… Podobnie uważa Przemysław Kędzierski. – Według przeprowadzonych przez nas badań wynika, że nasze punkty kojarzy 3-4 proc. ludzi, z kolei punkty skupu złomu prawie wszyscy. Według niego to spory potencjał, którego nie wykorzystało państwo. – Może każdy punkt skupu złomu powinien być obligatoryjnie firmą zbierającą? – zastanawia się. Jak twierdzi, wówczas większość z nich wcześniej czy później musiałaby się podporządkować standardom. – Podczas jednego ze spotkań zaproponowaliśmy większym firmom złomiarskim, by zarejestrowały się jako nasze punkty zbierające. Odzew był spory. Potrzebne jest jednak większe zaangażowanie państwa w rozwiązanie problemu – przekonuje.

Innego zdania jest Mirosław Baściuk. – Jeżeli do systemu wpuścimy wszystkie firmy złomowe, w tym te które już teraz działają w szarej strefie, a jest ich większość, to praktycznie zniszczymy cały system – przekonuje. – Sprzęt z pewnością będzie demontowany nielegalnie – tak jak to się dzieje teraz, z pominięciem wszelkich przepisów ochrony środowiska. Nikt w takich firmach nie będzie się zastanawiał nad ochroną środowiska. Należy podkreślić, że legalnie działające firmy złomowe zarejestrowały się w GIOŚ jako zbierający, a niektóre z nich uzyskały status zakładu przetwarzania, czy recyklera. Nikt nie zabrania tego zrobić pozostałym przedsiębiorcom handlującym złomem. Nie rejestrują się Ci, którzy w ten sposób mogliby się narazić na kontrole. Jednak prawo ochrony środowiska musi być respektowane przez wszystkich!

W większości państw Europy to samorządy terytorialne są podstawową jednostką odpowiedzialną za organizację punktów zbierania zużytego sprzętu. U nas ich kompetencje są niedookreślone – mówi przedstawiciel Elektroeko. – Jeśli to się nie zmieni może się okazać, że szara strefa będzie się rozwijać.

Taka pesymistyczna wizja może się spełnić, szczególnie wtedy gdy władze podniosą limity zbiórki. – Jeśli się okaże, że w kolejnych latach będziemy musieli zebrać np. o 100 tys. ton więcej choćby ze względów ekonomicznych możemy nie mieć wyjścia i korzystać z tańszych ofert.”

——
źródło: InfoMarket
http://www.infomarket.edu.pl/ekologia/pokaz/elektrofikcja_trwa
autor: Maciej Kułak

Kategorie:Uncategorized
  1. Brak komentarzy.
  1. No trackbacks yet.

Dodaj komentarz